Internetowy zawrót głowy - kiedy życie przelatuje między palcami

Czasem wspominam czas, kiedy nie używałam tak często komputera, nie miałam smartfona i moje życie było tak jakby bardziej osadzone w rzeczywistości. Teraz tyle się myśli o tym, jak cudowne jest życie z dala od technologii. Czas “offline” jest synonimem wyjątkowych i wartościowych chwil. Nigdy nie będzie się wspominało czasu spędzonego w internecie. To zawsze będzie czas stracony, zawsze zginie w otchłani pamięci, zleje się w jedno i nic nie wniesie do naszego życia. 
Wystarczy odłożyć komputer albo telefon na bok i stworzyć jakieś wspomnienia. Można wtedy zrobić cokolwiek. Wyjść na spacer, pójść na rower, spotkać się koleżanką na kawę albo nawet zostać w domu i poczytać, porobić na drutach, porysować albo posprzątać. Tak naprawdę siedzenie przy komputerze albo telefonie to tylko mdłe, nijakie siedzenie. Gdyby wyjąć ten sprzęt z ręki, pozycja jest stale ta sama, skupiona na jednym punkcie, nie dostrzegająca świata wokół. 

Siedząc przy laptopie, wyglądam przez okno i widzę niebieskie niebo. Natychmiast mam poczucie winy, że nie wykorzystuję dobrej pogody. Internet zajmuje nam tyle czasu, że nie dostrzega się dni w całej ich okazałości. Umysł jest stale wyczulony na dźwięki nowych wiadomości, a oczy wyszukują coraz to ciekawszych i ładniejszych obrazków. Portale społecznościowe zasypane są sentencjami, które powinny zrobić na nas wrażenie i zachęcić nas do zmiany życia, do podjęcia działania, albo przynajmniej do refleksji. Ale tak naprawdę czytając je, ich treść jedynie ociera się o naszą wyobraźnię, nie osiada w pamięci i nie wnosi nic wartościowego. To zlepek słów, które w zmierzeniu z naszym żądnym wrażeń umysłem stają się puste i jałowe. 

Wpatrywanie się w ekran komputera przez cały dzień wywołuje napięcie. Napięcie w szyi, w twarzy i ramionach. Napięcie w umyśle, bo co chwile dzieje się coś nowego. Bezustanny czas oczekiwania na wrażenia. Odciąganie uwagi od tego, co jest teraz, poza światem wirtualnym. Nie wiem, dlaczego tak się dzieje, że kiedy czytam coś na telefonie albo laptopie, czuję to napięcie, a kiedy tylko wezmę do rąk książkę, natychmiast się uspokajam. Książka albo gazeta mają teksturę, zapach i nie bombardują oczu reklamami. Nic poza nimi nie ma, na marginesie nie pojawi się ciekawszy artykuł i nie wysunie się po prawej stronie informacja o nowej wiadomości. Jest papier, słowa i prostota chwili. W zestawieniu książki z internetem, ta pierwsza w dzisiejszych czasach osiągnęła prawie poziom medytacji. Tak trudno jest oderwać się od wiecznie pojawiających się nowości w internecie, że wzięcie do rąk książki i skupienie się tylko na niej wydaje się szczytem umysłowego opanowania i spokoju. Czasem wręcz pojawia się wysiłek, żeby opanować ciekawość i nie sprawdzać co chwilę, co wydarzyło się na mediach społecznościowych podczas naszej “nieobecności”. 

Czy dużo tracimy? Wydaje mi się, że nie tracimy nic. Za to dużo zyskamy: spokój, wspomnienia, namacalną obecność we własnym życiu i skupienie na własnych sprawach. Do tego dochodzi całkiem zabawna rzecz: satysfakcja z bycia poza zasięgiem. Duma z tego, że udało się opanować umysł przed żądzą nowości. Złudzenie, że sami panujemy nad tym, kiedy i z kim się kontaktujemy, kiedy odpowiadamy na wiadomości i jak długo znajomi będą musieli poczekać. To iluzja władzy nad umysłem i ludźmi, którzy próbują się z nami skontaktować. To zadowolenie z bycia ponad światem wirtualnym. 

Zastanawiam się, jakie w przyszłości ludzie będą mieli wspomnienia. Czy będą mieli wrażenie, że większość czasu z ich młodości przeleciała z prędkością światła, nie zostawiając wielu wspomnień, dlatego że większość czasu zleje się w jedną zamgloną myśl o przesiadywaniu przed komputerem? Czy młodość przez to będzie wydawała się nam krótsza, bo będziemy mieli mniej wspomnień? Kiedy wyjdzie się na zewnątrz, najlepiej z telefonem schowanym głęboko w torbie albo wyłączonym, to świadomie, wręcz namacalnie tworzymy wspomnienia. Umysł natychmiast zaczyna rejestrować to, co dzieje się wokół. Kiedy odłożę telefon na bok i wyjdę, na początku zawsze uderza mnie bogactwo wrażeń, które zdawały się nie istnieć, gdy skupiona byłam na ekranie smartfona. Automatycznie odpoczywam. Czuję, jak otwierają się nowe przestrzenie w umyśle i zaczynają pracować uśpione części ciała. 

Żyjemy w czasach nadmiaru. Nadmiaru wyboru, nadmiaru informacji, nadmiaru jedzenia. Ilość wszystkiego, z którą mierzymy się każdego dnia doprowadza nas do zaniechania myślenia, bo wiązałoby się to ze zbyt dużym wysiłkiem. Kupujemy bezmyślnie, bezrefleksyjnie przeglądamy wiadomości i mało robimy ze swoim życiem, bo jest tyle możliwości, że właściwie zdecydowanie się na cokolwiek oznacza utratę tysiąca innych rzeczy. Dlatego nie robimy nic. Pozwalamy życiu mijać w błogim poczuciu, że jesteśmy wolni i możemy zrobić, co chcemy, jednocześnie nie biorąc za nic odpowiedzialności. Znajdujemy sto wymówek do każdego planu. Nie dostanę urlopu. Nie mam tyle kasy. Tam jest niebezpiecznie. Mam za słabą kondycję. A kiedy chce się w końcu gdzieś pojechać, to trudno się zdecydować, dokąd. Bo wszędzie jest ciekawie. Bo możesz wszystko. 

Ze wzrokiem wbitym w ekran i lekko podwyższonym ciśnieniem krwi w oczekiwaniu na nowe, ciekawsze, bardziej ekscytujące, jednym słowem głupiejemy. Nigdy wcześniej człowiek nie miał dostępu do tak nieograniczonej ilości informacji. Nigdy nie dostawał takiej dawki codziennych emocji, nigdy nie przejmował się na taką skalę wydarzeniami spoza swojego środowiska i kultury. Nigdy też nie był tak przejęty abstrakcyjnymi pojęciami, słowami wytrychami, których jedynym celem jest wzbudzanie strachu. Wojna. Pandemia. Katastrofa ekologiczna. ISIS. Uchodźcy. Państwo wyznaniowe. Putin. Terroryzm. Pedofile. Afera taśmowa. Sztuczne zagrożenia, których prawdopodobieństwo dotknięcia nas bezpośrednio jest śmiesznie niskie. To odciąganie naszej uwagi od spraw mających rzeczywisty wpływ na nasze życie. Od spraw, które moglibyśmy zmienić, gdyby tylko większość z nas nie była otumaniona milionem informacji z internetu. Dzisiaj zanim człowiek skupi się na tym, co dzieje się wokół, musi upewnić się, że zaznajomił się ze wszystkimi najciekawszymi sprawami w social media. I dopiero wtedy biegnie gasić pożar. 

Comments

Popular posts from this blog

Duchowość na sprzedaż

Riksze w Bombaju

Ucieczka od przyrody