Historie z Marrakeszu
Opowiedziane przez Berbera pracującego w medynie
Różowo-pomarańczowa łuna nad miastem przechodziła stopniowo w granat i czerń pokrytą gwiazdami. Na szczycie nieba jaskrawo świecił półksiężyc. Łuna poprzecinana była konturem drzew palmowych i minaretów. Było rześko. Co chwilę koty przenikały po ornamentowych kafelkach. Z placu Jemma el Fna dochodziły dźwięki bębnów i pokrzykiwań sprzedawców.
Karim położył futro z owcy, żeby milej siedziało się na twardym i chłodnym stopniu na tarasie. Przyniósł herbatę z ziół, których angielskich nazw nie znał. Herbata miała rozgrzewające właściwości i smakowała jak coś pomiędzy miętą i rumiankiem. Karim jest Berberem, a ludzie z pustyni nie piją herbaty miętowej, nawet gdy mieszkają od lat w Marrakeszu. Mięta nie rośnie na pustyni, dlatego piją marokańską zieloną herbatę i te tajemnicze zioła.
Do wioski Karima na pustyni jedzie się stąd dwa dni przez góry Atlas. Tam mieszka część jego rodziny. I tam od wuja nauczył się berberyjskiej sztuki masażu i leczenia. Opowiadał, jak wygląda kuracja upiększająca na pustyni. Najpierw zakopuje się człowieka w piasku na godzinę lub dwie, następnie myje się go, naciera czarnym mydłem i ściera skórę szorstką gąbką. Potem robi się masaż całego ciała olejkiem arganowym i dopiero wtedy można takiego człowieka zbadać. A bada się, naciskając trzy punkty na skórze między kciukiem a palcem wskazującym i pępek trzema palcami.
Mówił o olejku arganowym. Nie miałam pojęcia, że drzewa arganowe rosną tylko i wyłącznie w Maroku. Próbowano stworzyć plantacje w Izraelu, Hiszpanii i Ameryce Południowej, ale drzewa nigdy nie przetrwały. Jedno może żyć nawet dwieście lat. Trzeba być uważnym, żeby przy kupnie nie być oszukanym. Litr oleju uzyskuje się z trzydziestu kilogramów nasion drzewa, co sprawia, że olej ten jest jednym z najdroższych na świecie.
Sprytni twórcy oleju, chcąc zachęcić nieświadomych turystów niższą ceną, dodatkowo smażą te nasiona na patelni i w ten sposób uzyskują nawet dwa-trzy dodatkowe litry. Niestety tak wytwarzany olej traci wszystkie swoje cenne właściwości (nawilżanie, odmładzanie, odżywianie), więc używanie go nie ma żadnego sensu. Można poznać, że olej jest nienaturalny po jego ciemniejszym kolorze i intensywniejszym zapachu. Naturalny olejek arganowy powinien mieć złotą barwę i delikatny kwiatowy aromat.
Nocny świat marokańskich hoteli
W hotelu Karima spałam już w trzech pokojach, z czego w dwóch samotnie. W obu tych pokojach zauważyłam polskie narodowościowe i anarchistyczne naklejki nad drzwiami. Okazało się, że zostawiła je grupa Polaków, która przyjeżdża tu z Anglii co dwa-trzy miesiące na przemyt haszu.
Jest to głośna i wulgarna, a jednak sympatyczna mikro-mafia narkotykowa, która regularnie przemyca hasz do Europy w swoich własnych żołądkach. Co chwilę któryś członek grupy znika na pewien czas, by odbyć standardową odsiadkę w więzieniu. Jeden z mężczyzn ma żonę Marokankę i przy ostatniej próbie przemytu został aresztowany w Marrakeszu, zostawiając żonę w Polsce. Ta od ponad trzech lat nie może wrócić do kraju i zobaczyć się z mężem i rodziną, bo boi się, że w ten sposób również byłaby schwytana.

Od kwietnia hotel jest przepełniony. Ze względu na upał, ludzie początkowo proszą o pokoje na parterze, bo te na drugim piętrze przez swoje bezpośrednie wystawienie na słońce zamieniają się latem w rozgrzaną patelnię. Dochodzi tu wtedy do ponad pięćdziesięciu stopni. Nawet czterdzieści osób sypia wtedy na tarasie pod gołym niebem.
Walka o klienta na placu Jemma el Fna
Karim zdradził mi, jakie sztuczki stosują sprzedawcy i grajkowie na placu Jemma el Fna i w medynie. Zaklinacze wężów opierają swój zarobek na obietnicach, że jeśli obserwujący zapłaci dodatkowo, kobra być może pożre jajo. Czekający na spektakl długo nie tracą nadziei, a kiedy w końcu postanowią odejść, zawsze pojawią się następni, naiwnie wierzący w ujrzenie żarłocznego węża w akcji. Płacą więc coraz więcej i odchodzą rozczarowani i pogodzeni z faktem, że nie zmusi się dzikiego zwierzęcia do określonych zachowań.
Agresywne i głośne kobiety utrzymujące się z malowania dłoń i stóp henną czasem potrafią wdać się w bójkę z konkurentkami lub nawet zaklinaczem wężów. Chwytają z pasją za dłonie przechodzące obok turystki, by któraś z nich nareszcie usiadła przy jej prowizorycznym stoisku i dała się wytatuować. Nabierają kobiety na wygórowane ceny nawet do kilkudziesięciu euro, by potem w ciągu zaledwie dwóch minut przerysować ornament z bogatego katalogu zdjęć.
Taka henna utrzymuje się około tygodnia i trzeba uważać, bo niektóre z kobiet mogą mieć na tę substancję alergię. Karim opowiedział mi o żałosnej sytuacji jednej Francuzki, która zapłaciwszy trzysta dirhamów (trzydzieści euro, sic!) za piękny wzór na dłoni szybko dostrzegła straszliwe wypryski na swojej skórze. Przerażona udała się na policję, by przechwycić nikczemną “artystkę”, ale tam jedynie dowiedziała się, że nie będzie to możliwe.
Kobiety malujące henną specjalnie zasłaniają twarze chustą aż po same oczy, by nie można było zapamiętać ich twarzy, gdy siedzą pochylone nad dłonią klientki. Liczą się z ryzykiem alergii u klientek i zainteresowaniem policji, więc często zmieniają miejsce pracy, tym samym sprawiając, że rozpoznanie ich wiąże się niemal z cudem.
Kobiety, które pracują w ten sposób dostosowują cenę do klientki, przeprowadzając z nią najpierw specyficzny wywiad. Pytają, kiedy przyjechała do Maroka, czy to jej pierwszy raz, czy miała kiedyś ciało ozdobione henną, a także skąd pochodzi i czasem gdzie pracuje. Wszystko to składa się na wyższą lub niższą cenę usługi. Warto jeszcze dodać, że tubka henny kosztuje zaledwie osiem dirhamów (70 centów).
Zagraniczne podróże Marokańczyków
Karim nie potrzebuje wizy do Turcji, ale nie jest to żadne ułatwienie życia. W podróży do Japonii Karim miał jedynie przesiadkę w Stambule, ale już to wydało się tamtejszym celnikom podejrzane.
Od czasu, gdy rośnie zagrożenie zamachami terrorystycznymi każdy człowiek pochodzenia północnoafrykańskiego jest dokładnie przeszukiwany, gdy pojawi się w Turcji leżącej przecież w sąsiedztwie Syrii i Iraku. Po tej krótkiej przesiadce na lotnisku w Stambule, siostra i matka Karima otrzymały wizytę tureckich celników w swoim mieszkaniu w Marrakeszu, gdzie mężczyżni ci gruntownie zbadali wszelkie jego powiązania z terroryzmem.
Celnicy mają prawo przeszukać wszystkie szafki podróżnego, jego papiery, zdjęcia, telefon i komputer. Dodatkowo upewniają się u jego rodziny, czy aby na pewno podróżuje tam, gdzie oficjalnie mówił, że się wybiera i kiedy dokładnie wraca. Jakby tego było mało, kazano Karimowi zrobić sobie zdjęcie w Japonii jako dowód dla tureckich celników, że rzeczywiście tam się udał. I tak sprawdzany jest niemal każdy człowiek z Afryki Północnej przesiadający się w Turcji na inny samolot.
Comments
Post a Comment