Piękno i marność w lasach Bombaju


Definicja parku narodowego w Indiach znacznie odbiega od tego, co zazwyczaj spodziewamy się zastać w miejscu objętym najwyższą formą ochrony przyrody. Główna brama Sanjay Gandhi National Park leży w bezpośrednim sąsiedztwie z ruchliwą i zakurzoną ulicą dzielnicy Borivali, a sam park jest z trzech stron otulony przez tę największą metropolię Indii. 


Nadzieje na znalezienie spokojnej przestrzeni blisko natury nie opuściły mnie jednak tak szybko. Po uiszczeniu drobnej opłaty za wstęp do Parku, od razu udaliśmy się w stronę wypożyczalni rowerów. Jaskinie, które chciałam zobaczyć znajdują się 7 km od głównej bramy. Wypożyczenie rowerów na dwie godziny kosztowało jedyne 60 rupii, czyli 3,30 zł, chociaż pojazdy nie były pierwszej nowości. Skrzypiały i stukotały jak ofiary najgorszego traktowania.

Pierwsze kilometry drogi wewnątrz Parku Narodowego wbrew moim oczekiwaniom nie pozwoliły uwolnić się od dźwięku samochodów i ukropu miasta okrytego smogiem. Co chwilę wyprzedzały nas samochody, trąbiące skutery i autobusy pokrywające całą szerokość jezdni. Często mijaliśmy pary zakochanych, dla których dzikość parku stanowi jedyną możliwą przestrzeń prywatną, jaką są w stanie doświadczyć przed ślubem. 

Droga często prowadziła pod górę, a jakiś złośliwy inżynier zainstalował muldy tam, gdzie trzeba się trochę rozpędzić, by podjazd nie sprawił zbyt wielu trudności lub tam, gdzie rozpędzony rowerzysta, nie zauważywszy nierówności, mógłby wyskoczyć w powietrze jak najśmielszy kolarz górski. Mimo braku przerzutek i niedostatku użycia WD-40, rowery miały dość dobre hamulce. 

W pobliżu jaskiń wyrosła przed nami jezdnia pnąca się pod kątem podjazdów alpejskich, więc pozostało nam porzucić ambicje i poprowadzić rowery pod schody do Kanheri. Na miejscu smród samochodów i tłumy ludzi nie pozwoliły uwierzyć, że znajdujemy się na obszarze chronionym. Nie było też jak zostawić rowerów bez zamknięcia, bo strażników lub jakichkolwiek przedstawicieli parku nie było widać od wielu kilometrów. 

Anoop postanowił, że zaczeka na dole, żebym ja mogła zobaczyć kompleks buddyjskich zabytków z pierwszego wieku przed naszą erą. Weszłam po schodach w stronę wejścia do jaskiń i niemal natychmiast odczułam palące spojrzenia wszystkich naokoło, jakby cudzoziemka bez towarzystwa była największym kuriozum. Minutę po zostawieniu Anoopa samego, grupa chłopaków bez ogródek skomentowała w hindi mój kolor skóry. Obejrzałam się za nimi i spojrzałam na tyle pewnie, że nie mogli mieć wątpliwości, że zrozumiałam ich głupawy komentarz i skurczyli się ze strachu. 

Jaskinie w większości były puste i nieciekawe, na samym dole w całości zagarnięte przez grupy Hindusów zażywających cienia i filmowców bollywoodzkich przygotowujących scenę do kolejnego kinowego hitu. Nieopodal znowu usłyszałam komentarze i nerwowe chichranie, tym razem od wielkiej rodziny, a potem pytanie od samotnej dziewczyny: “Excuse me, can I take a photo of you?”, jakby moja biała skóra była większą atrakcją od dwutysiącletnich jaskiń Kanheri.

Na szczęście wyżej już było spokojniej, a rzeźby buddyjskie liczniejsze i ciekawsze. Niestety, wokoło było też coraz mniej kobiet i coraz więcej wielkich grup chłopaków na oko dwudziestoletnich. Na całe szczęście zagadał mnie samotny turysta, który poczuł się zobowiązany być moim ochroniarzem. Przedstawił się jako student medycyny z Kansas, z ojcem pracującym w NASA, bratem pilotem w Australii i siostrą pilotem we Włoszech. 

Aujas okazał się bardzo miłym i śmiesznym chłopakiem, który odskoczył z piskiem, gdy zobaczył węża i bał się wejść do wnętrza jaskini. Mimo wszystko sprawił, że czułam się bezpieczniej i ze swobodą mogłam obejrzeć najdalsze zakątki Kanheri. Przyjrzałam się rzeźbom utworzonym przez ludzi sprzed wieków, wyczuwałam palcami precyzyjne wgłębienia, staranne krągłości i szorstkość bazaltu, podziwiałam piękno i spokój bijące z postaci wielbiących Buddę. 

Niezmienione i bez ruchu stoją wbite w skałę, wznosząc się nad lasem i stalowym Bombajem, niewzruszone miejskim zgiełkiem i ukryte przed słońcem, są tam, by przypominać, że rzeczywiste piękno i opanowanie są absolutnie ponadczasowe. 


Comments

Popular posts from this blog

Duchowość na sprzedaż

Riksze w Bombaju

Ucieczka od przyrody